Wpisy archiwalne w kategorii
Szwajcaria 2013
Dystans całkowity: | 1244.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 74:09 |
Średnia prędkość: | 16.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 11436 m |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 95.69 km i 5h 42m |
Więcej statystyk |
Szwajcaria 2013 - dzień 12 i powrót
Friedrischafen - Gorlitz - Jaworzno
Rano wracamy do Friedrischafen podjąć decyzję co z dniem zapasu. Czekamy do 9 na infiormację, jednak tam brak map okolic, ale zostajemy przekierowani do księgarni. Tam jest mapka samochodowa za niecałe 10 euro. Tłumacząc Pani, że my rowerami, przekazuje nam, że musielibyśmy kupić mapę z drogami rowerowymi, znaczy 3 mapy ;) Dziękujemy pięknie ;) Dochodzimy do wniosku, że odpoczniemy dziś nad jeziorem Bodeńskim. Jedziemy więc w poszukiwaniu marketu na śniadanie ;) Młody Niemiec podporowadza nas pod Lidla gdzie robimy zakupy. Również przed Lidlem, zagaduje nas Polak mieszkający na miejscu. Informuje, nas również, że spokojne miejsce nad jeziorem jest koło pola kempingowego. Tam też się rozbijamy i leżymy cały dzień :P oj męczące to było, ale chociaż trochę snu wpadło ;) Dodatkowo kąpiel w jeziorze, ale było strasznie syfiaste, więc nie było radości w nim siedzieć ;) Był plan zostać tam na noc do 5 do pociągu, chyba, że nas przegonią. Przegoniły nas jednak komary, które jak zaczęły atakować to ciężko było się pakować :P Pojechaliśmy więc do parku, gdzie leciał jakiś film w plenerze po niemiecku ;) Trochę poleżeliśmy i koło 24 poszliśmy na peron kimać, bo poczekalnia była otwierana dopiero o 4.30 ;)
27.07 o 5.30 ruszamy w trasę przez Niemcy. Niestety klima w większości pociągów nie wyrabia i smażymy się jak sardynki w puszce ;) Dopiero w następnym pociągu konduktorka otwiera okna ;) Dojeżdżamy do Gorlitz kolo 22, spóźnieni gdyż w Dreźnie najpierw na peronie kazali wszystkim wyjść z pociągu i podstawili inny, a w połowie trasie ten inny się zepsuł i wsiedliśmy w jeszcze inny, który już nie był pośpieszny :P Po dojeździe jedziemy do Zgorzelca na dworzec. Tam Piotrek łapie polski internet i okazuje się, że jest pociąg o 5.55 ale nie wiadomo, czy rowery zabiorą bo na rozkładzie nie jest oznaczony przewóz rowerów. No nic trzeba zaryzykować ;) Wracamy do nocnego sklepu po jakąś kolację i śniadanie. Parę minut w Polsce a prawie zaczęli się bić koło sklepu ;) Nie ma jak w domu :P Wróciliśmy na dworzec i położyliśmy się spać na peronie ;)
28.07 wsiadamy w pociąg o 5.55 i problemu z rowerami nie ma. Ciekawe czemu wyszukiwarka połączeń ją pomija gdy się zaznaczy przewóz rowerów. Pociąg jedzie do Żar a my wysiadamy w Węglińcu na bezpośredni pociąg do Krakowa ;) Jedzie stary skład z miejscem na duży bagaż. Rozkładamy się z rowerami i śpimy do samego Wrocławia ;) Budzi nas maszynista, który się chce dostać do kabiny :P Potem już małe kimki ale jakoś nikt nie chce do nas dołączyć :P Przecież była kąpiel w jeziorze Bodeńskim 2 dni temu :P Dojeżdżamy po 12 do Jaworzna. Magdę jeszcze czeka przyjemny skwar przez 1,5h do Krakowa :P My z Piterem zaś w temp. 39 stopni wracamy przez kamieniołomy do domu ;)
Zachód nad jeziorem Bodeńskim
Powrót w pociągu do Krakowa
Rano wracamy do Friedrischafen podjąć decyzję co z dniem zapasu. Czekamy do 9 na infiormację, jednak tam brak map okolic, ale zostajemy przekierowani do księgarni. Tam jest mapka samochodowa za niecałe 10 euro. Tłumacząc Pani, że my rowerami, przekazuje nam, że musielibyśmy kupić mapę z drogami rowerowymi, znaczy 3 mapy ;) Dziękujemy pięknie ;) Dochodzimy do wniosku, że odpoczniemy dziś nad jeziorem Bodeńskim. Jedziemy więc w poszukiwaniu marketu na śniadanie ;) Młody Niemiec podporowadza nas pod Lidla gdzie robimy zakupy. Również przed Lidlem, zagaduje nas Polak mieszkający na miejscu. Informuje, nas również, że spokojne miejsce nad jeziorem jest koło pola kempingowego. Tam też się rozbijamy i leżymy cały dzień :P oj męczące to było, ale chociaż trochę snu wpadło ;) Dodatkowo kąpiel w jeziorze, ale było strasznie syfiaste, więc nie było radości w nim siedzieć ;) Był plan zostać tam na noc do 5 do pociągu, chyba, że nas przegonią. Przegoniły nas jednak komary, które jak zaczęły atakować to ciężko było się pakować :P Pojechaliśmy więc do parku, gdzie leciał jakiś film w plenerze po niemiecku ;) Trochę poleżeliśmy i koło 24 poszliśmy na peron kimać, bo poczekalnia była otwierana dopiero o 4.30 ;)
27.07 o 5.30 ruszamy w trasę przez Niemcy. Niestety klima w większości pociągów nie wyrabia i smażymy się jak sardynki w puszce ;) Dopiero w następnym pociągu konduktorka otwiera okna ;) Dojeżdżamy do Gorlitz kolo 22, spóźnieni gdyż w Dreźnie najpierw na peronie kazali wszystkim wyjść z pociągu i podstawili inny, a w połowie trasie ten inny się zepsuł i wsiedliśmy w jeszcze inny, który już nie był pośpieszny :P Po dojeździe jedziemy do Zgorzelca na dworzec. Tam Piotrek łapie polski internet i okazuje się, że jest pociąg o 5.55 ale nie wiadomo, czy rowery zabiorą bo na rozkładzie nie jest oznaczony przewóz rowerów. No nic trzeba zaryzykować ;) Wracamy do nocnego sklepu po jakąś kolację i śniadanie. Parę minut w Polsce a prawie zaczęli się bić koło sklepu ;) Nie ma jak w domu :P Wróciliśmy na dworzec i położyliśmy się spać na peronie ;)
28.07 wsiadamy w pociąg o 5.55 i problemu z rowerami nie ma. Ciekawe czemu wyszukiwarka połączeń ją pomija gdy się zaznaczy przewóz rowerów. Pociąg jedzie do Żar a my wysiadamy w Węglińcu na bezpośredni pociąg do Krakowa ;) Jedzie stary skład z miejscem na duży bagaż. Rozkładamy się z rowerami i śpimy do samego Wrocławia ;) Budzi nas maszynista, który się chce dostać do kabiny :P Potem już małe kimki ale jakoś nikt nie chce do nas dołączyć :P Przecież była kąpiel w jeziorze Bodeńskim 2 dni temu :P Dojeżdżamy po 12 do Jaworzna. Magdę jeszcze czeka przyjemny skwar przez 1,5h do Krakowa :P My z Piterem zaś w temp. 39 stopni wracamy przez kamieniołomy do domu ;)
Zachód nad jeziorem Bodeńskim
Powrót w pociągu do Krakowa
- DST 31.00km
- Czas 02:36
- VAVG 11.92km/h
- VMAX 39.00km/h
- Podjazdy 129m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 11
Weite - Friedrischafen
Dzień zaczynamy od przepysznego śniadania z gospodynią. Piter załapał się również na mielenie kawy, a później oznajmił, że on kawy to nie lubi :P No nic, było więcej dla nas :P Po śniadaniu dziękujemy za gościnę i ruszamy w stronę Lichtensteinu. Zwiedzamy Vaduz oraz stadion FC Vaduz. Następnie jedziemy w stronę granicy austriackiej, gdzie w St. Magdalen robimy zakupy-prezenty za ostatnie drobne franki ;) W Austrii jedziemy wzdłuż jeziora kierując się na Niemcy. Mały postój na makaron nad jeziorem Bodeńskim i kąpiel. Później znów scieżkami rowerowymi wzdłuż jeziora, aż w pewnym momencie wbijamy na drogę. Piter ciśnie mocno na Friedrischafen, a co chwilę zwalniają Niemcy i mówią, żeby jechać na drogę rowerową. Upierdliwi ;) Niestety nie mamy wyjścia gdyż 12km przed naszym celem, droga krajowa robi się jako dwupasmowa i bardzo ruchliwa. Zjeżdżamy więc na azymut w stronę jeziora. Tam odnajdujemy ścieżkę do naszej miejscowości i jedziemy już spokojnie uzupełniają wodę w wc :P Po dojeździe do Friedrischafen, udajemy się na kebaba - niebo w gębie po 10 dniach samego makaronu :P Potem kierunek dworzec kolejowy sprawdzić, czy możemy już jutro wyruszyć w drogę powrotną. Niestety, pociąg w pt do Gorlitz to około 300 franków na 3 osoby, gdzie w sobotę na bilecie Wochenende to 42 euro na 3 osoby ;) Zostaje decyzja czy robimy dzień przerwy czy podjeżdżamy gdzieś po drodze. Ale to rano bo czas znaleźć nocleg. Niestety o to nie łatwo bo same komercyjne miejscowości. Odbijamy w bok, i rozbijamy się 5 km za miastem w sadzie z jabłkami ;)
Mielimy ;) by mdudi
Krówka ala Lichtenstein ;)
Lichtenstein
Stadion FC Vaduz
Na żywo z Vaduz komentują mdudi i piofci :D
Most drewniany między Lichtensteinem i Szwajcarią
Piter w jeziorze Bodeńskim
Nocleg w sadzie za Friedrischafen
Dzień zaczynamy od przepysznego śniadania z gospodynią. Piter załapał się również na mielenie kawy, a później oznajmił, że on kawy to nie lubi :P No nic, było więcej dla nas :P Po śniadaniu dziękujemy za gościnę i ruszamy w stronę Lichtensteinu. Zwiedzamy Vaduz oraz stadion FC Vaduz. Następnie jedziemy w stronę granicy austriackiej, gdzie w St. Magdalen robimy zakupy-prezenty za ostatnie drobne franki ;) W Austrii jedziemy wzdłuż jeziora kierując się na Niemcy. Mały postój na makaron nad jeziorem Bodeńskim i kąpiel. Później znów scieżkami rowerowymi wzdłuż jeziora, aż w pewnym momencie wbijamy na drogę. Piter ciśnie mocno na Friedrischafen, a co chwilę zwalniają Niemcy i mówią, żeby jechać na drogę rowerową. Upierdliwi ;) Niestety nie mamy wyjścia gdyż 12km przed naszym celem, droga krajowa robi się jako dwupasmowa i bardzo ruchliwa. Zjeżdżamy więc na azymut w stronę jeziora. Tam odnajdujemy ścieżkę do naszej miejscowości i jedziemy już spokojnie uzupełniają wodę w wc :P Po dojeździe do Friedrischafen, udajemy się na kebaba - niebo w gębie po 10 dniach samego makaronu :P Potem kierunek dworzec kolejowy sprawdzić, czy możemy już jutro wyruszyć w drogę powrotną. Niestety, pociąg w pt do Gorlitz to około 300 franków na 3 osoby, gdzie w sobotę na bilecie Wochenende to 42 euro na 3 osoby ;) Zostaje decyzja czy robimy dzień przerwy czy podjeżdżamy gdzieś po drodze. Ale to rano bo czas znaleźć nocleg. Niestety o to nie łatwo bo same komercyjne miejscowości. Odbijamy w bok, i rozbijamy się 5 km za miastem w sadzie z jabłkami ;)
Mielimy ;) by mdudi
Krówka ala Lichtenstein ;)
Lichtenstein
Stadion FC Vaduz
Na żywo z Vaduz komentują mdudi i piofci :D
Most drewniany między Lichtensteinem i Szwajcarią
Piter w jeziorze Bodeńskim
Nocleg w sadzie za Friedrischafen
- DST 127.00km
- Czas 07:08
- VAVG 17.80km/h
- VMAX 45.00km/h
- Podjazdy 306m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 10
Tiefencastel - Weite
Pobudka koło 7 i śniadanie przy namiocie. Później już wspinaczka w kierunku Davos z 800m na ponowne 1500m. Nadszedł czas również na tunel o który pytaliśmy się. Długość jego to tylko 2,7 km bez zakazu dla rowerów, więc sprawnie pokonaliśmy ;) ale huk ciężarówek i motocykli robi swoje ;) Po dojeździe do Davos zakupy i obiadek przy sadzawce ;) Okropnie dużo żydów się kręci - chyba jakiś zlot :P
Z Davos zjeżdżamy cały czas w dół, głównie ścieżkami rowerowymi - tunele, gdzie Piofci łapie pierwszą i ostatnią gumę wyjazdu ;) To również była dobra okazja na przerwę na piwko ;) Nasz cel na dziś to umówiony warmshowers umówiony przez Magdę w Weite. Dojeżdzamy chyba koło 19, i zostajemy ugoszczenie przez Petera przepyszną kolacją. Oczywiście gorący prysznic też był niczego sobie ;) Przed 22 dołącza po pracy jego partnerka (nie pamiętam imienia), która lubi dużo mówić ;) Po rozmowie udajemy się na sen w ogrodzie ;)
Davos by mdudi
Jews w Davos ;) by mdudi
Guma Pitera ;)
Kolacja w Weite ;) by piofci
Nocleg by piofci
Pobudka koło 7 i śniadanie przy namiocie. Później już wspinaczka w kierunku Davos z 800m na ponowne 1500m. Nadszedł czas również na tunel o który pytaliśmy się. Długość jego to tylko 2,7 km bez zakazu dla rowerów, więc sprawnie pokonaliśmy ;) ale huk ciężarówek i motocykli robi swoje ;) Po dojeździe do Davos zakupy i obiadek przy sadzawce ;) Okropnie dużo żydów się kręci - chyba jakiś zlot :P
Z Davos zjeżdżamy cały czas w dół, głównie ścieżkami rowerowymi - tunele, gdzie Piofci łapie pierwszą i ostatnią gumę wyjazdu ;) To również była dobra okazja na przerwę na piwko ;) Nasz cel na dziś to umówiony warmshowers umówiony przez Magdę w Weite. Dojeżdzamy chyba koło 19, i zostajemy ugoszczenie przez Petera przepyszną kolacją. Oczywiście gorący prysznic też był niczego sobie ;) Przed 22 dołącza po pracy jego partnerka (nie pamiętam imienia), która lubi dużo mówić ;) Po rozmowie udajemy się na sen w ogrodzie ;)
Davos by mdudi
Jews w Davos ;) by mdudi
Guma Pitera ;)
Kolacja w Weite ;) by piofci
Nocleg by piofci
- DST 103.00km
- Czas 05:47
- VAVG 17.81km/h
- VMAX 67.00km/h
- Podjazdy 1124m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 9
Walenstadt - Tiefencastel
Rano po pobudce, Piotrek mówi, że gospodarz zaraz przyniesie nam coś do jedzienia. Ale jakoś się nie doczekaliśmy i zebraliśmy się w dalszą drogę ;) Po drodzę spotykamy Panią na koniu, którą mówi, że tereny w które się udajemy (Davos) są przepiękne i że jeździła tam 20 lat temu na motorze :P a teraz na koniku po okolicy ;) We Flums jemy śniadanie i ścieżkami rowerowymi dostajemy się do Chur. Tam na dworcu kolejowym Magda i Piotrek pytaja w informacji, czy przejedziemy przed Davos przez tunel rowerami. Pani pewnie nie wiedziała, więc powiedziała, że to nie jej teren :P No nic, ryzykujemy, jakoś się przeprawimy ;) Od Chur zaczyna się ostry podjazd. Mocne słońce wyciska z nas siły. Mnie dopada kryzys, chyba mocniejszy niż przed Zurichem ;) Jednak makaron w Malix, przy ruinach zamku stawia na nogi ;) W końcu podjazd się kończy w Lenzerheide na 1500 m n.p.m Czyli podjechaliśmy prawie 1000m na długości 15 km :) Później nastąpił zjazd na 800m do miejscowości Tiefencastel. Szukaliśmy noclegu, ale był tylko kamping, bo ludzi z kawałkiem trawnika wywiało. Na dodatek zaczyna padać, więc rozbijamy namiot za krzakami koło drogi oraz terenu do paintballa ;)
Pani na koniu;)
i miła rozmowa ;) by piofci
W kierunku Chur
Postój po wodę - ratowało nam życie ;)
Obiad w Malix by mdudi
Nocleg za Tiefencastel by mdudi
Rano po pobudce, Piotrek mówi, że gospodarz zaraz przyniesie nam coś do jedzienia. Ale jakoś się nie doczekaliśmy i zebraliśmy się w dalszą drogę ;) Po drodzę spotykamy Panią na koniu, którą mówi, że tereny w które się udajemy (Davos) są przepiękne i że jeździła tam 20 lat temu na motorze :P a teraz na koniku po okolicy ;) We Flums jemy śniadanie i ścieżkami rowerowymi dostajemy się do Chur. Tam na dworcu kolejowym Magda i Piotrek pytaja w informacji, czy przejedziemy przed Davos przez tunel rowerami. Pani pewnie nie wiedziała, więc powiedziała, że to nie jej teren :P No nic, ryzykujemy, jakoś się przeprawimy ;) Od Chur zaczyna się ostry podjazd. Mocne słońce wyciska z nas siły. Mnie dopada kryzys, chyba mocniejszy niż przed Zurichem ;) Jednak makaron w Malix, przy ruinach zamku stawia na nogi ;) W końcu podjazd się kończy w Lenzerheide na 1500 m n.p.m Czyli podjechaliśmy prawie 1000m na długości 15 km :) Później nastąpił zjazd na 800m do miejscowości Tiefencastel. Szukaliśmy noclegu, ale był tylko kamping, bo ludzi z kawałkiem trawnika wywiało. Na dodatek zaczyna padać, więc rozbijamy namiot za krzakami koło drogi oraz terenu do paintballa ;)
Pani na koniu;)
i miła rozmowa ;) by piofci
W kierunku Chur
Postój po wodę - ratowało nam życie ;)
Obiad w Malix by mdudi
Nocleg za Tiefencastel by mdudi
- DST 90.00km
- Czas 06:00
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 62.00km/h
- Podjazdy 1309m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 8
Zurich - Walenstadt
Po nocy w lasku - o dziwo spokojnie bez zwierzyny ;) zjeżdżamy do Zurychu, gdzie po małym zboczeniu kursu docieramy na stare miasto. Trochę zwiedzamy i nad jeziorem na ławeczce konsumujemy śniadanie. Potem jedziemy wzdłuż jeziora w stronę Rapperswill. Magda zapodała niezłe tempo i po 30 km zatrzymujemy się na kąpiel ;) Super dojście do jeziorka, woda czysta, chłodna. Nic tylko relaks, zwłaszcza, że z nieba leci żar. Po odpoczynku ruszamy przez most na jeziorze w stronę Alp - ponownie ;) Po drugiej stronie jeziora wyprzedza nas samochód i wyskakuje Pani coś mówiąc po niemiecku. Po dłuższej próbie rozmowy okazuje się, że Pani chce nam wytłumaczyć, że niedaleko leci ścieżka dla rowerów, gdzie nie ma samochodów i sama sielanka ;) Ruszamy więc wg. wskazówek, jednak gdy zastanawiamy się nad skrętem, Pani wyprzedza nas i pokazuje nam drogę aż do samego dworca, gdzie zaczyna się ścieżka. Dziękujemy, kupujemy piwo i loda i jedziemy dalej ;) Ścieżka niestety szybko się kończy - może mieliśmy odbić? :) i wracamy na drogę ;) Na szczęscię dużego ruchu nie ma więc kierujemy się w kierunku Wessen. Przed Wessen pytamy o drogę dla rowerów, gdyż główna droga leci tunelami. Okazuje się, że obok drogi leci dogra dla rowerów w super scenerii - raz zboczem jeziora, a raz tunelami nad drogą ;) Lubi też zaskakiwać np. nagłym krótkim 25% podjazdem :D Po ominięciu tuneli drogi łączą się i jedziemy już z myślą o szukaniu noclegu. Pierwsze podejście - wychodzi gościu ala Tarzan ;) mówi, że niedaleko pole kempingowe, i że na dziko nie wolno bo policja i mandat. Dobra to jedziemy dalej ;) Podjeżdżamy zobaczyć na kemping ale cena 15 franków stanowczo nam nie pasuje ;) Wjeżdzamy do miasteczka Walenstadt gdzie dużo turystów, więc pewnie trzeba będzie wyjechać z miasta by coś znaleźć. Mijamy jednak duże gospodarstwo, gdzie starszy Pan grabi skoszoną trawę. Idziemy z Piterem spytać o nocleg. Okazuje się, że możemy się rozbić pod drzewkiem jabłoni, ale gościu coś się drze po niemiecku o wojnie i Polakach z grabiami w ręce :P Chodziło mu o jakieś przysłowie ale my nicht verstehen :P Na noc dostaliśmy sok z jabłek oraz możliwość kąpieli w szopie przy szlałfie :P
Zurich
Przerwa na kąpiel
Rapperswill
Ohne autos - tyle zrozumieliśmy ;) Pani kieruje nas na ścieżkę dla rowerów by piofci
Ścieżki dla rowerów
Przerwa obiadowa ;)
Tunel dla rowerów
Podjazd ;)
Nocleg u gospodarza
Sok na dobranoc od gospodarza by piofci
Po nocy w lasku - o dziwo spokojnie bez zwierzyny ;) zjeżdżamy do Zurychu, gdzie po małym zboczeniu kursu docieramy na stare miasto. Trochę zwiedzamy i nad jeziorem na ławeczce konsumujemy śniadanie. Potem jedziemy wzdłuż jeziora w stronę Rapperswill. Magda zapodała niezłe tempo i po 30 km zatrzymujemy się na kąpiel ;) Super dojście do jeziorka, woda czysta, chłodna. Nic tylko relaks, zwłaszcza, że z nieba leci żar. Po odpoczynku ruszamy przez most na jeziorze w stronę Alp - ponownie ;) Po drugiej stronie jeziora wyprzedza nas samochód i wyskakuje Pani coś mówiąc po niemiecku. Po dłuższej próbie rozmowy okazuje się, że Pani chce nam wytłumaczyć, że niedaleko leci ścieżka dla rowerów, gdzie nie ma samochodów i sama sielanka ;) Ruszamy więc wg. wskazówek, jednak gdy zastanawiamy się nad skrętem, Pani wyprzedza nas i pokazuje nam drogę aż do samego dworca, gdzie zaczyna się ścieżka. Dziękujemy, kupujemy piwo i loda i jedziemy dalej ;) Ścieżka niestety szybko się kończy - może mieliśmy odbić? :) i wracamy na drogę ;) Na szczęscię dużego ruchu nie ma więc kierujemy się w kierunku Wessen. Przed Wessen pytamy o drogę dla rowerów, gdyż główna droga leci tunelami. Okazuje się, że obok drogi leci dogra dla rowerów w super scenerii - raz zboczem jeziora, a raz tunelami nad drogą ;) Lubi też zaskakiwać np. nagłym krótkim 25% podjazdem :D Po ominięciu tuneli drogi łączą się i jedziemy już z myślą o szukaniu noclegu. Pierwsze podejście - wychodzi gościu ala Tarzan ;) mówi, że niedaleko pole kempingowe, i że na dziko nie wolno bo policja i mandat. Dobra to jedziemy dalej ;) Podjeżdżamy zobaczyć na kemping ale cena 15 franków stanowczo nam nie pasuje ;) Wjeżdzamy do miasteczka Walenstadt gdzie dużo turystów, więc pewnie trzeba będzie wyjechać z miasta by coś znaleźć. Mijamy jednak duże gospodarstwo, gdzie starszy Pan grabi skoszoną trawę. Idziemy z Piterem spytać o nocleg. Okazuje się, że możemy się rozbić pod drzewkiem jabłoni, ale gościu coś się drze po niemiecku o wojnie i Polakach z grabiami w ręce :P Chodziło mu o jakieś przysłowie ale my nicht verstehen :P Na noc dostaliśmy sok z jabłek oraz możliwość kąpieli w szopie przy szlałfie :P
Zurich
Przerwa na kąpiel
Rapperswill
Ohne autos - tyle zrozumieliśmy ;) Pani kieruje nas na ścieżkę dla rowerów by piofci
Ścieżki dla rowerów
Przerwa obiadowa ;)
Tunel dla rowerów
Podjazd ;)
Nocleg u gospodarza
Sok na dobranoc od gospodarza by piofci
- DST 101.00km
- Czas 05:16
- VAVG 19.18km/h
- VMAX 52.00km/h
- Podjazdy 345m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 7
Silenen - Zurich
Śniadanie zakupione na stacji benzynowej w Alterdorf. Okazuje się, że tam na stacji mają świeże pieczywo ;) Konsumpcja koło fontanny w centrum miasta. Przy wyjeździe z miasta mija nas spora liczba starych aut. Chyba jakiś zlot, więc przystajemy i focimy ;) Następnie dojeżdżamy do jeziora Urner i potem drogą rowerową i tunelami przemieszczamy się wzdłuż jeziora. Kolor jeziora piorunujący i tylko czekamy na okazję wykąpania się. Nie jest jednak łatwo, gdyż zaczyna się komercha i każdy skrawek to albo prywatna posesja albo jakiś publiczny deptak. Udaje się dopiero w miejscowości Vitznen, gdzie na niewielkim kawałki trawy rozsiedli się Szwajcarzy ;) Tam też wskakujemy do wody, jest czyściutka i chłodnawa. Ale po pierwszym zanurzeniu już można pływać :D Po wyjściu z wody zastanawiamy się czy można piwo otworzyć bo jakoś wszyscy piją wodę mineralną ;) Otwieramy jednak na ławeczce zauważając, iż po nas nagle wszyscy weszli do wody :P
Po kąpieli jedziemy dalej, zaczynają się chopki a i nogi coś przestają kręcić. Docieramy do Cham gdzie za miastem robimy makaron. Jest godzina 18 a do Zurichu jeszcze prawie 30 km. Dalsza trasa to jakiś napływ mocy przez Pitera, zapiernicza pod górki jakby mu coś nasypali do tego makaronu :D Z górki zaś dokręca, a ja jako, że siły mnie coś opadły najpierw klnę pod nosem a potem już jadę swoim wolnym tempem :P
W drodze do Zurichu jednak żadnego gospodarstwa, więc już przed samym zjazdem do miasta postanawiamy wrócić się i odbić do wioski. Niestety tam też ludzie nie chcą nas przyjąć, więc uderzamy w las i rozbijamy obóz koło miejsca na ognisko ;)
Śniadanie w Alterdorf
Zlot starych samochodów
Wystarczy tych rowerów ;) by mdudi
Jezioro Urner
Tunel dla rowerów
Nocleg w lesie przez Zurychem
Śniadanie zakupione na stacji benzynowej w Alterdorf. Okazuje się, że tam na stacji mają świeże pieczywo ;) Konsumpcja koło fontanny w centrum miasta. Przy wyjeździe z miasta mija nas spora liczba starych aut. Chyba jakiś zlot, więc przystajemy i focimy ;) Następnie dojeżdżamy do jeziora Urner i potem drogą rowerową i tunelami przemieszczamy się wzdłuż jeziora. Kolor jeziora piorunujący i tylko czekamy na okazję wykąpania się. Nie jest jednak łatwo, gdyż zaczyna się komercha i każdy skrawek to albo prywatna posesja albo jakiś publiczny deptak. Udaje się dopiero w miejscowości Vitznen, gdzie na niewielkim kawałki trawy rozsiedli się Szwajcarzy ;) Tam też wskakujemy do wody, jest czyściutka i chłodnawa. Ale po pierwszym zanurzeniu już można pływać :D Po wyjściu z wody zastanawiamy się czy można piwo otworzyć bo jakoś wszyscy piją wodę mineralną ;) Otwieramy jednak na ławeczce zauważając, iż po nas nagle wszyscy weszli do wody :P
Po kąpieli jedziemy dalej, zaczynają się chopki a i nogi coś przestają kręcić. Docieramy do Cham gdzie za miastem robimy makaron. Jest godzina 18 a do Zurichu jeszcze prawie 30 km. Dalsza trasa to jakiś napływ mocy przez Pitera, zapiernicza pod górki jakby mu coś nasypali do tego makaronu :D Z górki zaś dokręca, a ja jako, że siły mnie coś opadły najpierw klnę pod nosem a potem już jadę swoim wolnym tempem :P
W drodze do Zurichu jednak żadnego gospodarstwa, więc już przed samym zjazdem do miasta postanawiamy wrócić się i odbić do wioski. Niestety tam też ludzie nie chcą nas przyjąć, więc uderzamy w las i rozbijamy obóz koło miejsca na ognisko ;)
Śniadanie w Alterdorf
Zlot starych samochodów
Wystarczy tych rowerów ;) by mdudi
Jezioro Urner
Tunel dla rowerów
Nocleg w lesie przez Zurychem
- DST 106.00km
- Czas 06:06
- VAVG 17.38km/h
- VMAX 59.00km/h
- Podjazdy 859m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 6
Lex - Silenen
Ruszamy po 9 by w centrum miasta zrobić śniadaniowe zakupy - kawa mrożona musiała być a dodatkowo bonus na Furkapass - ciasto cytrynowe :D Początek spokojny, podjazd o niewielkim nachyleniu dolinkami aż do Oberwald. Tam przystanek na loda i zaczyna się wspinaczka do Getsch. W Getsch przerwa koło stacji kolejowej i dalej wspinaczka w strone Furki. Po drodze zatrzymuje nas Hiszpan, który jedzie z Włoch i robi sobie pętelkę na lekko po przełęczach ;) Po krótkiej rozmowie, jedziemy dalej w kierunku Belvedere. Podjazd pod Belvedere dośc stromawy, trzeba mocniej depnąć ;) Tam spotykamy Polaka, jadącego z Wiednia do Genewy. Rozpoznajemy go po sakwach Crosso ;) Zaczyna jednak padać, więc się rozstajemy i jedziemy dalej na przełęcz. Na Furkapass - 2435 m n.p.m. robimy grupowe zdjęcie, i ubieramy kurtki przeciwdeszczowe. Zjazd niestety w deszczy więc nie jest to to na co czekaliśmy ;)
Dojeżdżamy do Andermatt, która znajduje się między przełęczą Furkapass i Oberalppass. Tam decydujemy się na obiad w restauracji - a co w końcu nam się należy ;) Jednak obiad zamówiony przeze mnie i Piotra nie był za dużych rozmiarów ;) Może tam się tyle jada :P Magda za to dostała sporo michę frytek ;)
Po obiedzie kierujemy się w kierunku Zurychu. Zaraz za pierwszym tunelem spotykamy Andrzeja - sakwiarza z Tarnowa, który krzyczy za nami "chłopaki". Andrzej jedzie sam, bo syn się ożenił i po kompanie :P Opowiedział nam o swoich wyprawach do Norwegii czy Islandii, oraz że jedzie do Francji zaliczając największe przełęcze po drodze ;) Ma zdrowie ;)
Rozstajemy się i zjeżdżamy szukać noclegu. Niestety znów jest ciężko, a na dodatek burza nadciąga. Udaje się za 3 razem, rozbijamy się za pozwoleniem za domami koło boiska do piłki nożnej ;)
Furkapass w oddali
Pełni energii ;)
Domki alpejskie
Lans w koszulce forumowej :P
Zadowolony Piter ;)
Coraz wyżej
Getsch
Belvedere w tle
Nie ma łatwo ;)
Prawie przełęcz i security w tle ;)
Furkapass
Nocleg by piofci
Ruszamy po 9 by w centrum miasta zrobić śniadaniowe zakupy - kawa mrożona musiała być a dodatkowo bonus na Furkapass - ciasto cytrynowe :D Początek spokojny, podjazd o niewielkim nachyleniu dolinkami aż do Oberwald. Tam przystanek na loda i zaczyna się wspinaczka do Getsch. W Getsch przerwa koło stacji kolejowej i dalej wspinaczka w strone Furki. Po drodze zatrzymuje nas Hiszpan, który jedzie z Włoch i robi sobie pętelkę na lekko po przełęczach ;) Po krótkiej rozmowie, jedziemy dalej w kierunku Belvedere. Podjazd pod Belvedere dośc stromawy, trzeba mocniej depnąć ;) Tam spotykamy Polaka, jadącego z Wiednia do Genewy. Rozpoznajemy go po sakwach Crosso ;) Zaczyna jednak padać, więc się rozstajemy i jedziemy dalej na przełęcz. Na Furkapass - 2435 m n.p.m. robimy grupowe zdjęcie, i ubieramy kurtki przeciwdeszczowe. Zjazd niestety w deszczy więc nie jest to to na co czekaliśmy ;)
Dojeżdżamy do Andermatt, która znajduje się między przełęczą Furkapass i Oberalppass. Tam decydujemy się na obiad w restauracji - a co w końcu nam się należy ;) Jednak obiad zamówiony przeze mnie i Piotra nie był za dużych rozmiarów ;) Może tam się tyle jada :P Magda za to dostała sporo michę frytek ;)
Po obiedzie kierujemy się w kierunku Zurychu. Zaraz za pierwszym tunelem spotykamy Andrzeja - sakwiarza z Tarnowa, który krzyczy za nami "chłopaki". Andrzej jedzie sam, bo syn się ożenił i po kompanie :P Opowiedział nam o swoich wyprawach do Norwegii czy Islandii, oraz że jedzie do Francji zaliczając największe przełęcze po drodze ;) Ma zdrowie ;)
Rozstajemy się i zjeżdżamy szukać noclegu. Niestety znów jest ciężko, a na dodatek burza nadciąga. Udaje się za 3 razem, rozbijamy się za pozwoleniem za domami koło boiska do piłki nożnej ;)
Furkapass w oddali
Pełni energii ;)
Domki alpejskie
Lans w koszulce forumowej :P
Zadowolony Piter ;)
Coraz wyżej
Getsch
Belvedere w tle
Nie ma łatwo ;)
Prawie przełęcz i security w tle ;)
Furkapass
Nocleg by piofci
- DST 97.00km
- Czas 06:02
- VAVG 16.08km/h
- VMAX 62.00km/h
- Podjazdy 1521m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 5
Leytron - Lex
Pobudka po 6, pakowanie i ruszamy w kierunku Sion w celu śniadania. Jedziemy ścieżką rowerową, która biegnie z dala od drogi i wśród sadów. W Sion robimy zakupu i przy wyjeździe z miasta konsumujemy śniadanie. Do rytuału dochodzi poranna mrożona kawka ;) Za to Piotrek woli mleczko do kawki :P Następnie jedziemy do Sierre i zaczynamy szukać szlaku, gdyż droga robi się bardzo ruchliwa i tranzytowa. Udaje się znaleźć szlak, który ciągnie się wzdłuż rzeki i tak dojeżdżamy do Brig. W Brig gubimy szlak, więc udajemy się za znakami do informacji turystycznej na dworcu kolejowym. Tam Pani tłumaczy nam jak wyjechać na szlak w stronę Furkapass i dostajemy też szczegółowe mapki. Po wjeździe na szlak robimy makaron i piwo :P Od miejscowości Motel zaczyna się wspinaczka w górę. Na wysokości 1000m n.p.m zaczynamy szukać noclegu jednak gospodarze, są nie przyjaźni i w dodatku od Sierre mówią po niemiecku :P Na szczęście w okolicach Lex pytam panią zamiatającą podwórko czy znajdzie miejsce pod namiot. Pani bardzo chętnie wskazała miejscówkę koło maszyn rolniczych i krówek, które swoimi dzwoneczkami umilały sen :P
Warto odnotować też, że przed noclegiem mijaliśmy jakąś restaurację. Jako, że nie mamy piwa do snu, z Piofci wracamy się tam. Piwo jest ale... bezalkoholowe..za 4 franki :P Zmęczeni decydujemy się wziąć - chociaż tyle ze smaku piwa będzie :P
Sion
Zamek
Winnice
schładzanie stóp :)
Ciśniemy ;)
Nocleg
Widok z namiotu
Pobudka po 6, pakowanie i ruszamy w kierunku Sion w celu śniadania. Jedziemy ścieżką rowerową, która biegnie z dala od drogi i wśród sadów. W Sion robimy zakupu i przy wyjeździe z miasta konsumujemy śniadanie. Do rytuału dochodzi poranna mrożona kawka ;) Za to Piotrek woli mleczko do kawki :P Następnie jedziemy do Sierre i zaczynamy szukać szlaku, gdyż droga robi się bardzo ruchliwa i tranzytowa. Udaje się znaleźć szlak, który ciągnie się wzdłuż rzeki i tak dojeżdżamy do Brig. W Brig gubimy szlak, więc udajemy się za znakami do informacji turystycznej na dworcu kolejowym. Tam Pani tłumaczy nam jak wyjechać na szlak w stronę Furkapass i dostajemy też szczegółowe mapki. Po wjeździe na szlak robimy makaron i piwo :P Od miejscowości Motel zaczyna się wspinaczka w górę. Na wysokości 1000m n.p.m zaczynamy szukać noclegu jednak gospodarze, są nie przyjaźni i w dodatku od Sierre mówią po niemiecku :P Na szczęście w okolicach Lex pytam panią zamiatającą podwórko czy znajdzie miejsce pod namiot. Pani bardzo chętnie wskazała miejscówkę koło maszyn rolniczych i krówek, które swoimi dzwoneczkami umilały sen :P
Warto odnotować też, że przed noclegiem mijaliśmy jakąś restaurację. Jako, że nie mamy piwa do snu, z Piofci wracamy się tam. Piwo jest ale... bezalkoholowe..za 4 franki :P Zmęczeni decydujemy się wziąć - chociaż tyle ze smaku piwa będzie :P
Sion
Zamek
Winnice
schładzanie stóp :)
Ciśniemy ;)
Nocleg
Widok z namiotu
- DST 101.00km
- Czas 06:13
- VAVG 16.25km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 932m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 4
Hermance - Leytron
Nocleg na kampingu zaowocował dłuższym spaniem ;) W Hermance kupujemy śniadanie i konsumujemy na byłej granicy Szwajcarsko - Francuskiej. Dalsza trasa to typowy tranzyt wzdłuż jeziora. Odbijamy na boczną drogę do miejscowości Yvoire - zamek nad jeziorem robi wrażenie ;) Dalsza droga to już typowy przejazd w kierunku Alp. W okolicach Martigny, przystanek na darmowe brzoskwinie. Później szukanie noclegu, jednak same domki, które mają po 2 metry trawnika wokół i zero ludzi. Zostaje więc nocleg nad rzeką Rodan koło ścieżki rowerowej ;) Alpy już na wyciągnięcie ręki ;)
Yvoire
Samotny pod latarnią :P
Alpy wołają ;)
Jechać czy nie jechać? :)
Zamek w okolicach Martigny
Nocleg nad rzeką
Nocleg na kampingu zaowocował dłuższym spaniem ;) W Hermance kupujemy śniadanie i konsumujemy na byłej granicy Szwajcarsko - Francuskiej. Dalsza trasa to typowy tranzyt wzdłuż jeziora. Odbijamy na boczną drogę do miejscowości Yvoire - zamek nad jeziorem robi wrażenie ;) Dalsza droga to już typowy przejazd w kierunku Alp. W okolicach Martigny, przystanek na darmowe brzoskwinie. Później szukanie noclegu, jednak same domki, które mają po 2 metry trawnika wokół i zero ludzi. Zostaje więc nocleg nad rzeką Rodan koło ścieżki rowerowej ;) Alpy już na wyciągnięcie ręki ;)
Yvoire
Samotny pod latarnią :P
Alpy wołają ;)
Jechać czy nie jechać? :)
Zamek w okolicach Martigny
Nocleg nad rzeką
- DST 128.00km
- Czas 06:24
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 44.00km/h
- Podjazdy 543m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze
Szwajcaria 2013 - dzień 3
Vallorbe - Hermance
W nocy budzi mnie jakiś zwierz, coś po przygodzie z dzikami mam czujny sen :P Świece jednak czołówka na rowery i nic nie widzę, więc idę spać dalej. Po 5 jednak koniec spania. Spotykam też pierwszych spacerowiczów z psami, więc budzę ekipę, która kręci nosem ze za wcześnie :P Jakby na wakacjach byli :P Z samego rana dostajemy podjazd 6-7%. Ciężka sprawa na nierozgrzane mięśnie. Dojeżdżamy jednak w okolice Jura Park - tam Piotrek spotyka towarzystwo - kozy :P Bierzemy wodę i zjeżdżamy do jeziora, które w zimie zamarza. Konsumpcja loda i jedziemy wzdłuż jeziora. Przed nami przełęcz na 1449m n.p.m dlatego decydujemy się na jedzenie przed podjazdem ;) Chleb z dżemem dał radę, choć momentami wchodziła tylko jazda po całej szerokości jezdni ;) 12% to już moje przełożenia nie obsługują :P Na przełęczy wypijamy piwo i zaczynamy dłuuugi zjazd do Nyon. Tam upał niemiłosierny, miejscowość dalej gotujemy makaron i podczas obiadu dopada nas deszcz. Robimy więc przerwę na drzemkę ;) Później trochę przestaje, ale jednak w deszczu ruszamy do Genewy. Zwiedzanie w deszczu nie jest czymś przyjemnym, więc kilka fotek dużej sikawki i jedziemy dalej ;) Gdy wydaje się, że już po deszczu dopada nas następny front i moczy do suchej nitki. Na granicy z Francją znajdujemy kemping i postanawiamy zostać. Dostajemy od właściciela piwko chyba w nagrodę za tą pogodę :P Rozbijamy namiot i idziemy się wykąpać w jeziorze genewskim przy niewielkich już opadach deszczu ;)
Jezioro
Magda podjeżdża
Przełęcz ;)
Miejscowe bryki
Nyon i jezioro Genewskie
Siedziba UEFY w Nyonie
Sikawka w Genewie
Na kempingu - sprawdzanie terenu przed kąpielą ;)
W nocy budzi mnie jakiś zwierz, coś po przygodzie z dzikami mam czujny sen :P Świece jednak czołówka na rowery i nic nie widzę, więc idę spać dalej. Po 5 jednak koniec spania. Spotykam też pierwszych spacerowiczów z psami, więc budzę ekipę, która kręci nosem ze za wcześnie :P Jakby na wakacjach byli :P Z samego rana dostajemy podjazd 6-7%. Ciężka sprawa na nierozgrzane mięśnie. Dojeżdżamy jednak w okolice Jura Park - tam Piotrek spotyka towarzystwo - kozy :P Bierzemy wodę i zjeżdżamy do jeziora, które w zimie zamarza. Konsumpcja loda i jedziemy wzdłuż jeziora. Przed nami przełęcz na 1449m n.p.m dlatego decydujemy się na jedzenie przed podjazdem ;) Chleb z dżemem dał radę, choć momentami wchodziła tylko jazda po całej szerokości jezdni ;) 12% to już moje przełożenia nie obsługują :P Na przełęczy wypijamy piwo i zaczynamy dłuuugi zjazd do Nyon. Tam upał niemiłosierny, miejscowość dalej gotujemy makaron i podczas obiadu dopada nas deszcz. Robimy więc przerwę na drzemkę ;) Później trochę przestaje, ale jednak w deszczu ruszamy do Genewy. Zwiedzanie w deszczu nie jest czymś przyjemnym, więc kilka fotek dużej sikawki i jedziemy dalej ;) Gdy wydaje się, że już po deszczu dopada nas następny front i moczy do suchej nitki. Na granicy z Francją znajdujemy kemping i postanawiamy zostać. Dostajemy od właściciela piwko chyba w nagrodę za tą pogodę :P Rozbijamy namiot i idziemy się wykąpać w jeziorze genewskim przy niewielkich już opadach deszczu ;)
Jezioro
Magda podjeżdża
Przełęcz ;)
Miejscowe bryki
Nyon i jezioro Genewskie
Siedziba UEFY w Nyonie
Sikawka w Genewie
Na kempingu - sprawdzanie terenu przed kąpielą ;)
- DST 100.00km
- Czas 05:58
- VAVG 16.76km/h
- Podjazdy 964m
- Sprzęt Checker Pig
- Aktywność Jazda na rowerze